Krach finansów miejskich Gdańska…
… miał miejsce wiosną 1517 r.
Powodem była nieuczciwa gospodarka i nadużycia patrycjatu, którego członkowie nadal zagarniali dochody publiczne do własnych kieszeni.
Poniższy tekst został oparty na drugim tomie „Historii Gdańska” opracowanej pod redakcją Edmunda Cieślaka, wydanej przez Wydawnictwo Morskie; Gdańsk 1982. Napisałem o tym na początku, żeby zwrócić uwagę na fakt, że niewiele czasu minęło od, jak to powiedziała pewna aktorka, momentu gdy komunizm upadł. Jak wiele z myślenia przeszłych czasów i zbieżności w poglądach można zauważyć w przytoczonym tekście i przekonać się, a także naocznie stwierdzić co tak uwodziło dawnych "myślicieli".
Oburzenie ludności miasta wyładowało się w żądaniu reformy zarządu finansów. Skompromitowana Rada zgodziła się na utworzenie specjalnej reprezentacji ludności miasta.
W skład jej weszło 48 osób, w tym niemal wyłącznie więksi kupcy (w liczbie 40). Nie zabrakło członków patrycjuszowskich rodzin, Feldstetów, Angermundów, Melmannów, którzy zasiadłszy w nowym organie natychmiast objęli nad nim kontrolę. Rzemieślników weszło do kolegium tylko 8 - byli to seniorowie czterech zamożnych cechów: rzeźników, kowali, piekarzy i szewców. Całe kolegium „48” uznać należy za reprezentację wyłącznie zamożniejszego mieszczaństwa - bogatego pospólstwa i patrycjatu.
Nowo utworzone ciało poszło utartą przez patrycjat drogą, obciążając podatkami szerokie masy mieszkańców Gdańska. Uchwalono bardzo niepopularną akcyzę piwną w wysokości 3 grzywien. 11 listopada 1517 r. zarządzono pobór podatku powszechnego w wysokości pół procenta od wartości posiadanego dobytku. Obciążył on niezamożnych mieszkańców miasta, biedotę, którą zmuszono do płacenia podwójnych stawek. Projekt poboru „czwartego feniga” od wszelkich czynszów nie został, wprowadzony w życie, gdyż dotykałby głównie zamożniejsze, „rentierskie” warstwy mieszczaństwa.
Suma 6482 uzyskanych grzywien nie pokryła bieżących potrzeb. Wydatki na rozpoczynającą się właśnie wojnę z Zakonem, rozbudowę obwarowań miasta, a następnie na walki z Danią, na utrzymanie wojska i floty szybko rosły. Miasto nie wypłaciło się ze wszystkich należności w związku z długami zaciągniętymi w czasie wojny trzynastoletniej; spłata procentów od tych zobowiązań poważnie obciążała budżet miejski. Zwoływane grono ,,48 mężów” uchwalało nowe podatki, obciążające dotkliwie masy mieszkańców miasta a zwłaszcza biedotę. Spodziewając się oblężenia przez Krzyżaków, władze Gdańska kazały spalić położone wokół murów przedmieścia (1519 r.), co było straszliwym ciosem dla zamieszkującej je ubogiej ludności. Chmielnik, Szkoty, Orunia, Wysoka Góra, Siedlce, Biskupia Górka, Nowe Ogrody i inne ludne osiedla stanęły w płomieniach. Setki biedaków znalazły się bez dachu nad głową. Dalszy rozwój wypadków wojennych (między innymi oblężenie Gdańska) pogłębił nędzę, powodując zastój w porcie i związane z tym bezrobocie. Dopiero toruńskie zawieszenie broni (5 kwietnia 1521 r.) pozwoliło ubogiej ludności Gdańska powrócić na zgliszcza starych siedzib i uzyskać dorywcze zajęcia.
,,48 mężów” występuje skutecznie przeciw dotychczasowej wszechwładzy burmistrza Eberharda Ferbera, przedstawiciela najpotężniejszej i znienawidzonej w Gdańsku arystokratycznej rodziny.
Toczące się wśród „wyższych sfer” miasta rozgrywki, takie jak procesy z Ferberem, wzajemne oskarżenia, stopniowe zdobywanie przez kolegium „48” coraz większego wpływu na rządy, wszystko to odbywało się przy wtórze coraz głośniejszego szemrania szerokich mas ludności. Prości rzemieślnicy i kramarze, robotnicy portowi, marynarze, przekupnie, czeladź różnego rodzaju płacili koszty toczących się walk i przegrupowań nic na nich nie zyskując. W mieście nadal kwitła lichwa, a bogaci kupcy uprawiali wielki handel rujnujący drobne firmy. W sądach sprawowanych przez reprezentantów warstw uprzywilejowanych biedak z reguły nie mógł dokołatać się sprawiedliwości.
Wieści płynące z objętych ogniem reformacji Niemiec odegrały rolę katalizatora, który przyspieszył moment wybuchu. O wystąpieniu Lutra i jego nauce dowiedziano się w Gdańsku stosunkowo szybko. Zarzuty, podnoszone w Niemczech przeciw kościołowi i hierarchii duchownej, znalazły w Gdańsku żywy oddźwięk. Działalność finansowa kolektorów papieskich, gorszący tryb życia proboszczów, rekrutujących się z kręgów patrycjatu i traktujących swe godności jako synekurę oraz różne inne nadużycia znane były gdańszczanom i od dawna budziły niezadowolenie. Nowa nauka znajdowała zwolenników wśród niższego duchowieństwa Gdańska. Ubodzy księża wyzyskiwani przez dygnitarzy kościelnych, pełniący w zastępstwie obowiązki proboszczów w parafiach i otrzymujący za to niskie wynagrodzenie, młodsi bracia klasztorni i inni duchowni związani z plebsem i niższymi warstwami pospólstwa przez pochodzenie i warunki życiowe, szybko przyswajali sobie społeczne i religijne hasła reformacji i rozpowszechniali ją. W 1518 r. tutejszy mnich Jakub Knade porzucił klasztor, zawarł związek małżeński i jako pierwszy w mieście ludowy kaznodzieja zaczął wykładać naukę Lutra.
W mieście wraz z szerzeniem się prądów reformacyjnych wzmagały się stare antypatrycjuszowskie nastroje. Nienawiść mieszczaństwa kierowała się w tym okresie przede wszystkim przeciw przedstawicielowi najmożniejszej w Gdańsku rodziny, burmistrzowi Ferberowi. Ulubieniec króla i magnaterii, bardziej feudał niż mieszczanin, choć nie gardzący handlem i lichwą, Ferber był dla całego miasta symbolem ucisku.
Jesienią 1522 r. po nieudanej próbie spowodowania rozłamu wśród pospólstwa i przeciągnięcia na swą stronę zamożnego rzemiosła Ferber uszedł do Tczewa, grożąc miastu pozwaniem przed sąd królewski.
20 listopada 1522 r. w Gdańsku wybuchły groźne zamieszki. Na ulice wyległy tłumy rzemieślników i kramarzy, tragarzy i robotników portowych i zniszczyły grobowiec Ferberów, znajdujący się w kościele Mariackim, a następnie otoczyły ratusz.
Sytuację władz miasta uratowało wystąpienie rajcy Filipa Bischofa, który w imieniu całej Rady wyparł się przed zgromadzonymi tłumami wszelkich kontaktów z Ferberem, ogłosił go banitą i zapowiedział konfiskatę jego ogromnych dóbr. Słowa Bischofa potwierdzili inni rajcy, Ława oraz obecni na rynku przywódcy kolegium ,,48”. Uspokojony w ten sposób tłum począł opuszczać Długi Targ i rozchodzić się do domów.
We wrześniu 1523 r. doszło do ostrych wystąpień tłumu przeciw katolickim obrzędom; zdemolowano wówczas wnętrza wielu kościołów.
Widząc, wpływ haseł reformacji na masy, Rada podjęła starania o stępienie społecznego ostrza i skierowanie ruchu na tory religijne. Realizacji tego zadania podjął się darzony zaufaniem przez bogate mieszczaństwo franciszkanin, Aleksander Svenichen, zwolennik umiarkowanego luteranizmu, stanowiącego opozycję w stosunku do radykalnej grupy Jakuba Heggego.
Aby uspokoić umysły oświadczono, iż w gdańskich kościołach będzie odtąd głoszone „słowo boże” wedle Pisma Świętego, „bez żadnych ludzkich domieszek”.
W 1524 roku obradach aktywną rolę grali kowal Piotr Koenig i prawnik, reprezentant średniego mieszczaństwa, Jan Wendland. Tłumy wybrały pięciu znanych ze śmiałych przekonań kaznodziejów oraz dokonały wyboru nowej ludowej władzy świeckiej: 12 rentmistrzów i hauptmana.
Rządy zaczęli sprawować obrani przez lud przedstawiciele. Rentmistrze rozpoczęli urzędowanie od zarekwirowania sreber i innych kosztowności ze skarbców klasztornych i przeniesienia tych od lat gromadzonych bogactw - jako wspólnej własności - na Ratusz.
Bezczynny, pasożytniczy charakter życia klasztornego oburzał od dawna ludzi żyjących z pracy rąk. Tym się tłumaczy wielka popularność haseł reformacji, domagających się rozwiązania zakonów. Wychodząc z tych założeń nowe władze wystosowały do zakonników wezwanie do podjęcia dysputy z predykantami [kaznodzieja protestancki] i dowiedzenia na podstawie Pisma Świętego słuszności głoszonych przez siebie prawd. Ale mnisi, mimo kilkakrotnego wezwania, na dysputę się nie stawili.
Patrycjat porozumiał się z bogatymi kupcami i innymi członkami kolegium ,,48”, a więc po zapewnieniu sobie poparcia góry pospólstwa, przestraszonej narastającym wrzeniem, patrycjuszowska Rada zwołała na dzień 8 stycznia 1525 r. posiedzenie starych władz.
Luteranizm, oczywiście umiarkowany i zachowawczy, szerzył się w tym czasie również wśród patrycjatu. Najlepszym tego dowodem jest szybki zanik katolicyzmu w Gdańsku, natychmiast po zdławieniu ruchu ludowego w 1526 r. Nie mając wcale zamiaru ratować zakonów, patrycjat i bogate pospólstwo były przeciwne gwałtownej ich likwidacji przez tłum. Zamach na skarbce klasztorne mógł łatwo przerosnąć w atak na szkatuły bogaczy miejskich. Postanowiono ograniczyć działalność i uprawnienia zakonów, sprzeciwiając się jednak ich zupełnemu, natychmiastowemu rozwiązaniu. Rozporządzenie zezwalało zakonnikom na występowanie z klasztorów, wzbraniało im głoszenia kazań, zbierania jałmużny, odwiedzania domów mieszczan.
Rozporządzenie w sprawie klasztorów nie zadowoliło szerokich mas dążących do radykalnej zmiany. W niedzielę 22 stycznia 1525 r. wybuchło zamieszanie w kościele Mariackim - przeciwko wchodzącemu na ambonę Svenichenowi wystąpili zwolennicy partii ludowej pod wodzą czeladnika Berndta von Eyten i odmówili mu jako franciszkaninowi prawa do wygłoszenia kazania. Rada ujęła się za Svenichenem i nakazała uwięzić śmiałka, który pierwszy sprowokował tumult. Był to fatalny krok. Tego samego dnia po południu wielkie tłumy gdańszczan, złożone przeważnie z rzemieślników i czeladzi, które przyszły na kazanie ludowego kaznodziei Jakuba Schwarza, ruszyły pod wodzą bosmana Jana Schultza na Ratusz. Tak zaczęło się ludowe powstanie.
Patrycjat skapitulował rankiem 24 stycznia 1525 r. Członkowie zwyciężonej Rady musieli uznać i potwierdzić pieczęcią sformułowany w tak zwanych „artykułach” program partii ludowej.
Historycy burżuazyjni omawiając owe artykuły wysuwali zwykle na czoło ich religijną treść i marzycielski, utopijny charakter. Po wojnie T. Cieślak wskazał słusznie na przewagę radykalnych żądań społecznych w programie oraz na fakt, że jego autorzy wysuwali konsekwentnie przemyślany i zapewne od dawna przygotowywany zestaw postulatów.
Na czoło programu wysuwają się żądania społeczno-ekonomiczne wymierzone przeciw wielkim kupcom i bankierom. Nakaz likwidacji wielkich spółek handlowych, których działalność rujnowała drobnych kupców i prowadziła do podbijania cen różnych artykułów, oraz zakaz uprawiania lichwy.
Artykuły występowały przeciw upośledzeniu zamieszkałego przez ubogą ludność przedmieścia, domagały się wzorem programu wojny chłopskiej wolności łowienia ryb, ptaków i zwierzyny, żądały wydania specjalnej ordynacji w sprawie opieki nad ubogimi. W interesie pospólstwa leżało zniesienie akcyz i funtowego, ciężarów spoczywających na kupcach i browarnikach, pośrednio godzących w każdego konsumenta. Domagano się uchwalania podatków zależnie od zamożności płatników.
Z postulatów natury religijnej wymienić należy wymierzoną przeciw hierarchii kościelnej zasadę wyboru proboszczów przez lud oraz ostateczne rozwiązanie zakonów.
Żaden z poprzednich ruchów społecznych na terenie Gdańska nie wypracował tak konsekwentnego, wszechstronnego i radykalnego programu. Świadczy to o znacznym stopniu dojrzałości ówczesnego pospólstwa i stanowi dowód współdziałania opozycyjnego pospólstwa i plebsu. Sojusz pospólstwa z plebsem nie trwał długo.
Wskutek niejednolitości biedoty kierownictwo ruchu objęli ludzie należący do pospólstwa, którym nie zależało na przeprowadzeniu radykalnego przewrotu w mieście. Powołano nową Radę, którą pospólstwo wykorzystało do umocnienia swojego stanowiska w mieście kosztem opozycji plebejskiej.
Burmistrzem został dawny rajca Filip Bischof, sekretarzem miejskim jeden z „48”, Jan Nimptsch, obaj popularni ze względu na swą niedawną walkę z Ferberem.
Wszyscy nowo wybrani przedstawiciele wraz z mieszkańcami miasta złożyli 27 stycznia uroczystą przysięgę na wierność „słowu bożemu, królowi i miastu”. Wysłano poselstwo do króla Zygmunta z opisem ostatnich wypadków.
Nowa Rada znajdowała się w trudnych warunkach. Z zewnątrz groziła miastu zemsta Ferbera, który intrygował na dworze królewskim, wewnątrz trzeba było lawirować między obalonym patrycjatem a tłumami radykalnego, wzburzonego plebsu.
Usunięcie katolickiego obrządku z kościołów, obsadzenie probostw przez związanych z ludem, radykalnych duchownych rozebranie przez ludność zasobów broni z Ratusza, ogłoszenie wolności połowu ryb i ptaków - oto główne wydarzenia lutego 1525 r., w których udział brał plebs i zbliżone do niego niezamożne grupy mieszkańców miasta.
Podjęto sprawę rewizji starych praw i ordynacji miejskich, wydanych jeszcze za rządów patrycjatu. W celu ich przeredagowania i uzgodnienia ze „słowem bożym” powołano 30 kwietnia specjalną komisję. Wydano zapowiedzianą w artykułach ordynację w sprawie ubogich. Likwidowała ona powszechną na terenie średniowiecznego miasta plagę żebractwa i ustanawiała obowiązek pracy dla wszystkich zdrowych osób; opiekę nad niedołężnymi z powodu choroby lub starości powierzono specjalnym urzędnikom. Postanowiono również, że władze miejskie - Rada i Ława - obierane będą dwa razy do roku przez specjalną reprezentację ludności miasta.
Wszystkie reformy miały wywołać daleko idące zmiany w życiu miasta. Ale przewrót, korzystny dla biedoty i niższych warstw pospólstwa nie podobał się średniozamożnej ludności miasta. Zaniepokojenie spowodowało zniesienie pod naciskiem plebsu kary śmierci za kradzież oraz żądanie zakazu lichwy. Pospólstwo zaczęło się wycofywać z radykalnych projektów biedoty, a dla odwrotu postarało się uzyskać aprobatę Lutra, którego zachowawczość społeczna stawała się w tym czasie coraz bardziej widoczna. W lutym 1525 r. wysłany został do Niemiec jeden z gdańskich proboszczów, Jan Bonholt, patrycjusz z pochodzenia, należący do grona umiarkowanego luterańskiego duchowieństwa. Wiózł on list nowej Rady do Lutra, zawierający prośbę o przysłanie do Gdańska doświadczonego kaznodziei, „nie fanatycznego i burzliwego ducha, lecz o łagodnym i spokojnym charakterze, który by z umiarem wskazywał drogę bożą” oraz o wydanie opinii w sprawie godziwości pobierania procentów i lichwy. Odpowiedź przyszła po kilkunastu tygodniach. Luter stanął w obronie praw osób żyjących z lichwy i wezwał gdańszczan do zachowania spokoju i ochrony starego ładu społecznego.
Dnia 1 kwietnia 1525 r. przybyli z Wittenbergi do Gdańska dwaj oczekiwani niecierpliwie przez Radę kaznodzieje. Mieli oni zdobyć wpływ na szerokie rzesze ludności, odwieść je od projektów radykalnych reform i doprowadzić do uległości wobec władz.
Obalono przewagę rzemiosła, która mogła zapewnić bardziej demokratyczny skład władz miejskich. Nowa Rada położyła kres wytworzonemu w styczniu 1525 r. zwyczajowi gromadzenia się ludności i wiecowania na Długim Targu. Coraz większy wpływ zyskiwali członkowie patrycjatu. Zawarcie układu krakowskiego z Albrechtem (9 kwietnia 1525 r.) rozwiązało Zygmuntowi ręce w stosunku do Gdańska. Zaniepokojony ruchem przypominającym wypadki w Niemczech, feudalny monarcha szykował się do rozprawy ze zbuntowanym pospólstwem i plebsem. Znaczenie ruchu wybiegało poza Gdańsk; w innych miastach polskich dochodziło do podobnych wystąpień, niebezpiecznych dla ogólnego porządku panującego w kraju. Nakłoniło to Zygmunta Starego do ostrej i zdecydowanej interwencji. Proces Ferbera przeciw miastu zakończył się wyrokiem wydanym 24 kwietnia 1525 r., nakazującym gdańszczanom zwrócić zbiegłemu burmistrzowi i jego rodzinie wszelkie piastowane urzędy oraz wypłacić odszkodowanie w wysokości 12 000 złotych węgierskich.
8 maja 1525 r., z kancelarii królewskiej wyszło pismo, wzywające mieszczan do natychmiastowej restytucji starego ładu tak w dziedzinie stosunków społecznych, jak religijnych.
Do Krakowa ruszyło poselstwo, z burmistrzem Zimmermanem na czele (lipiec 1525 r.). Na dworze zostało ono przyjęte wrogo, a jego członkowie na pewien czas uwięzieni. Król zażądał, aby dla wyświetlenia sprawy stawili się przed nim byli rajcy miasta oraz główni przywódcy ruchu ludowego. Członkowie partii ludowej, obawiając się represji, nie zdecydowali się przybyć do Krakowa; zostali w związku z tym obłożeni banicją.
Przeczuwające zdradę tłumy raz jeszcze wyległy na ulice (listopad 1525 r.). Przerażone tym ostatnim zrywem ruchu bogate mieszczaństwo zaczęło chyłkiem opuszczać miasto.
Dołom pospólstwa i biedocie brakowało jednak zręcznego kierownictwa i programu działania.
W liście z 4 grudnia 1525 r. skierowanym do Jerzego Bażyńskiego członkowie Rady oświadczali gotowość podporządkowania się żądaniom króla, między innymi żądaniu restytucji starego ładu, tłumacząc się tylko, iż muszą być ostrożni i dostosowywać się do wymogów chwili, co nie powinno być im poczytywane za brak gorliwości. Nie było też rzeczą przypadku, iż na czele poselstwa stanął, Filip Bischof. Zacięty wróg partii ludowej i jej programu, mimo iż otrzymał od powstańców godność burmistrza, od początku pracował nad przywróceniem w Gdańsku panowania patrycjatu.
14 stycznia 1526 r. przyjęty na audiencji przez Zygmunta I, błagał króla o przybycie do Prus i przywrócenie w Gdańsku starego porządku. Wieść o zbliżaniu się króla i dostojników państwowych, którym towarzyszyło 3000 żołnierzy, wywołała ogromną panikę w mieście.
Zygmunt wraz z wojskiem wkroczył do miasta. Już 21 kwietnia 1526 r. wszystkie cechy i gildie zostały wezwane przed Dwór Artusa i wszczęto surowe śledztwo w sprawie wypadków uznanych za bunt.
3 maja Zygmunt wezwał przed swoje oblicze członków starej i nowej Rady i sam zaczął prowadzić przesłuchanie. W wyniku oskarżeń wysuwanych przez patrycjuszy uwięziono licencjata Wendlanda, piastującego w czasie powstania godność burmistrza, Jana Nimptscha oraz innych trzech członków nowej Rady, a także 13 osób spoza niej.
Po trwającym dwa miesiące procesie w lipcu nastąpiły publiczne egzekucje na Długim Targu. Ścięto przywódców pospólstwa i biedoty, między innymi Wendlanda, Koeniga, Schultza, Netacka. Kilkadziesiąt osób wygnano z miasta i z całych Prus, Pewnej części uczestników powstania udało się zbiec.
18 czerwca 1526 r. król osobiście powołał do życia nową Radę i Ławę, wyznaczając na ich członków reprezentantów starego patrycjatu. 20 lipca 1526 r. Zygmunt ogłosił statuty, mające odtąd stanowić podstawę ustroju miasta. Utwierdzały one ponownie stanowisko patrycjatu i jego władzę nad ludnością miasta. Punkty dotyczące utworzenia tak zwanego Trzeciego Ordynku, a więc reprezentacji pospólstwa - obok Rady i Ławy - we władzach miasta, zatwierdzały tylko wytworzony już wcześniej i mocno ugruntowany w mieście zwyczaj, iż do ważniejszych narad powołuje się także delegatów średniego mieszczaństwa.
Po klęsce powstania zmalała liczba rzemieślników w stosunku do ogólnej liczby członków reprezentacji (stosunek pierwotny - 8:40, stosunek po powstaniu - 8:92). Konstytucje utrzymywały zależność Ławy od Rady (między innymi prawo mianowania ławników). Zarząd finansami miasta został w statutach uznany uroczyście za jedno z uprawnień Rady, a pospólstwu i jego reprezentacji, to jest Trzeciemu Ordynkowi wzbroniono żądać rachunków i domagać się prawa kontroli nad dochodami i wydatkami miasta. Prawo to zastrzeżono dla komisarzy królewskich.
Przepisy dotyczące nadawania prawa miejskiego zostały zaostrzone tak, aby nie mogli go otrzymywać ludzie niepewni i podejrzanego pochodzenia. Przybywający do miasta czeladnicy mieli być przez cechy kierowani na Ratusz w celu złożenia przysięgi na wierność królowi i Radzie. Ostre postanowienia zabraniały mieszczanom urządzać potajemnych zebrań czy spotkań.
Osobne postanowienia dotyczyły browarników gdańskich, którzy dostarczyli powstaniu wielu aktywnych uczestników, a poza tym dzięki swemu bogactwu już od dawna stanowili niebezpiecznego dla patrycjatu konkurenta. Statuty podporządkowały ich władzy Rady, dając jej prawo regulowania liczby browarników w mieście i uprawnienia w zakresie wydawania i cofania zezwoleń na warzenie piwa. Inny dokument wydany w tym samym dniu co statuty ustalał, iż patrycjuszowska Rada w podzięce za stłumienie ruchu i restytucję dawnego porządku ofiarowała królowi dziesięcioletnią akcyzę słodową. W ten sposób patrycjat odniósł podwójną korzyść: osłabiał finansowo zbyt potężnych, a przez to niebezpiecznych browarników, a jednocześnie z ich kieszeni opłacił korzystną dla siebie interwencję królewską.
Stłumienie powstania w Gdańsku przyniosło nie tylko ponowne dojście patrycjatu do władzy, ale także jego dość poważne dalsze wzmocnienie. Zgnębione pospólstwo musiało na przeciąg kilkunastu lat zrezygnować z walki o demokratyzację miasta. Przez cały ten czas Gdańskiem władać miała arystokracja, ciągnąca z tego faktu znaczne korzyści materialne i wyzyskująca szerokie rzesze ludności.
Przywrócenie kultu katolickiego w 1526 r. okazało się iluzoryczne. Wśród gdańskiego patrycjatu już w latach dwudziestych przeważali zwolennicy reformacji umiarkowanej i zachowawczej społecznie. Między pospólstwem masowo szerzył się luteranizm. Władze kościelne nie były zdolne do zorganizowania skutecznej kontrakcji. Proboszczami nadal byli kanonicy warmińscy, różni dostojnicy, synowie patrycjuszy, którzy rzadko albo nigdy nie przebywali w mieście i nie zajmowali się swymi parafiami, traktując je wyłącznie jako źródło dochodów. Również zakony, mimo iż odzyskały budynki i zabrane im ruchomości, podupadały coraz wyraźniej. Działający przy kościołach zastępcy proboszczów już w kilka lat po stłumieniu powstania zaczęli ponownie coraz śmielej głosić idee reformacyjne i nawiązywać do nauki Lutra.
W połowie XVI w. Gdańsk był już miastem całkowicie protestanckim, podobnie zresztą jak inne pobliskie ośrodki: Elbląg, w dużej mierze Toruń itd. Przywilej religijny dla wielkich miast pruskich wydany w 1557 r. oznaczał oficjalną akceptację przez Zygmunta Augusta faktycznego stanu rzeczy.
Krach finansów Gdańska i rewolucja luterska spowodowały wybuch powstania ludowego, które nie pochłonęło chyba żadnych ofiar. Co ciekawe lud miał już wcześniej przygotowane postulaty. Niestety patrycjat Gdańska pokazał siłę i spryt, a rękoma króla ukarał przywódców powstania. Koniec okazał się jednak krwawy.
W efekcie wiele się zmieniło, żeby nic się nie zmieniło jak chodzi o pozycję patrycjatu. Natomiast król okazał się niezwykle tolerancyjny jakby „skrojony” na dzisiejsze, jakże postępowe czasy.
tagi: finanse gdańsk krach
![]() |
Andrzej-z-Gdanska |
27 sierpnia 2024 09:39 |
Komentarze:
![]() |
Paris @Andrzej-z-Gdanska |
27 sierpnia 2024 11:36 |
Wyczucie...
... i adekwatnosc do dzisiejszych ,,projektUF polYtycznyH,, - wprost GENIALNE !!!
Miala sie na czym wzorowac ta dzisiejsza, brukselska i zlodziejska banda,... wtedy mieli ,,reformacje,, a dzis ,,OCIPIENIE,, klimatyczne. Dzieki za wspanialy wpis,
![]() |
Alfatool @Andrzej-z-Gdanska |
27 sierpnia 2024 13:17 |
"W efekcie wiele się zmieniło, żeby nic się nie zmieniło".
Z tym twierdzeniem się nie zgodzę.
Patrycjat zniszczył klasztorną konkurencję w zamian za sprzedanie duszy swojej i w sumie całego maista.
Nic już nie było takie samo i tak jest w sumie do dziś. Choć Gdańsk darzę dużym sentymentem, to gdzieś ten protestantyzm w Gdańsku wisi i dusze wielu ludzi kisi.
![]() |
Nova @Andrzej-z-Gdanska |
27 sierpnia 2024 15:12 |
A dzisiaj mamy Dulkiewicz(wcześniej Adamowicz) i likwidację funduszu kościelnego. Metody zostały te same.
![]() |
Andrzej-z-Gdanska @Paris 27 sierpnia 2024 11:36 |
27 sierpnia 2024 15:57 |
Od wiosny 1517 roku minęło 507 lat, zmienili się władcy, ideologie, itp., a "sposoby strzyżenia owiec" z grubsza są te same. ;(
Dzięki. Starałem się, żeby tekst dobrze wypadł, ale z pewnych względów lepiej, żeby źle wypadł - dla rządzących "patrycjuszy".
![]() |
Andrzej-z-Gdanska @Alfatool 27 sierpnia 2024 13:17 |
27 sierpnia 2024 16:01 |
Całkowicie się zgadzam z opinią kolegi. Nie wszystko o czym myślałem znalazło się w zdaniu. Dlatego poprawiam je i powinni brzmieć:
W efekcie wiele się zmieniło, żeby nic się nie zmieniło jak chodzi o pozycję patrycjatu.
Przedtem w tekście znalazło się stwierdzenie:
Stłumienie powstania w Gdańsku przyniosło nie tylko ponowne dojście patrycjatu do władzy, ale także jego dość poważne dalsze wzmocnienie. Zgnębione pospólstwo musiało na przeciąg kilkunastu lat zrezygnować z walki o demokratyzację miasta. Przez cały ten czas Gdańskiem władać miała arystokracja, ciągnąca z tego faktu znaczne korzyści materialne i wyzyskująca szerokie rzesze ludności.
![]() |
Andrzej-z-Gdanska @Nova 27 sierpnia 2024 15:12 |
27 sierpnia 2024 16:05 |
Skoro stare metody sprzed 507 lat się sprawdzają to po co je zmieniać. ;(
Wystaczy studiować czytać/historię, tak jak Paweł A., Donad T. i inni.
![]() |
jan-niezbendny @Alfatool 27 sierpnia 2024 13:17 |
27 sierpnia 2024 17:17 |
Trudno nie zauważyć analogii do mniej więcej równoczesnych wydarzeń, wspomnianych w 1. części cyklu Requiem dla błazeństwa. Chodzi mi zwłaszcza o akty ikonoklazmu, przedstawione na rycinie z satyry Tomasza Murnera "O wielkim luterańskim błaźnie". Otóż mam pewną interpretację ukazanego tam "błazeńskiego" gestu, podobnego do gestu Stańczyka w "Hołdzie Pruskim", ale wydaje mi się logiczne napisać o niej w komentarzu pod tamtym artykułem. Można?
![]() |
OjciecDyrektor @Andrzej-z-Gdanska 27 sierpnia 2024 15:57 |
27 sierpnia 2024 19:33 |
A ja się tak zastanawiam, czy ten mechanizm nie zostanie powtórzony w polskich miastach, które są grubo pozadłużane. Wprawdzie dochody mają, ale jeśli te dochody ktoś sobie przytuli to ..
![]() |
Andrzej-z-Gdanska @OjciecDyrektor 27 sierpnia 2024 19:33 |
27 sierpnia 2024 20:05 |
Zanim ktoś sobie przytuli...
To jest następny problem.
Inny to fundusze struktualne z UE. Kiedyś było tak, że trzeba było mieć wkład własny od 50% do prawie 90%. Po realizacji zadania umarzano do 50%. Na ten wkład własny samorządy brały kredyt pod zastaw "miasta". Prezydent Paweł. A. chwalił się, że wziął najwięcej funduszy - czytaj najbardziej zadłużył miasto Gdańsk w Polsce. Był za to chwalony, że taki przedsiębiorczy. Nie pamiętam ile to było, ale wynika z tego, że "część miasta" jest/była w "kieszeni" bankowców. Te pieniądze nie szły w całości na budowę firm produkcyjnych, ale na ścieżki rowerowe (też ważne), chyba stadion, itd. Kasę jednak trzeba kiedyś oddać...
![]() |
Andrzej-z-Gdanska @OjciecDyrektor 27 sierpnia 2024 19:33 |
27 sierpnia 2024 20:25 |
Przez ostatnie 10 lat Gdańsk, Gdynia i Sopot pozyskały z funduszy UE prawie 5 mld euro. Środki przekazano na projekty, które miały podnieść jakość życia mieszkańców aglomeracji. Największe projekty dotyczyły transportu i komunikacji publicznej.
- Dzięki środkom z UE w ciągu dekady zrealizowaliśmy 30-letnie plany inwestycyjne miasta – stwierdził prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Ocenił także, że dla miasta jest to "skok cywilizacyjny nie do przecenienia", a dopływ środków europejskich porównał do planu Marshalla, który pomógł odbudować europejskie miasta po II wojnie światowej. Prezydent jest przekonany, że Gdańsk bardzo dobrze wykorzystał minione 10 lat.
Gdańsk zyskał 3,6 mld zł
Jak poinformował Urząd Miasta w Gdańsku, w minionych 10 latach miasto i miejskie spółki pozyskały w sumie prawie 3,6 mld zł. W przeliczeniu na jednego mieszkańca jest to 7,8 tys. zł; wartość zrealizowanych projektów to w przeliczeniu na mieszkańca 20 tys. zł. Najwięcej wydano na budowę nowych dróg, linii tramwajowych i ścieżek rowerowych – w mieście jest ich teraz 406 km.
W Gdańsku zbudowano lub zmodernizowano prawie 70 km dróg, w tym m.in. Trasę Sucharskiego (8,3 km) i Trasę Słowackiego (10,4 km). Budowa Trasy Słowackiego kosztowała 1,420 mld zł (1,154 mld zł z UE).
Gdańsk dostał najwięcej środków
Jednym z priorytetów władz Gdańska było stworzenie powszechnie dostępnego, sprawnego i ekologicznego transportu publicznego. Osiągnięto to głównie poprzez rozbudowę i poprawę działania komunikacji tramwajowej. Zbudowano lub wyremontowano ponad 40 km torowisk, m.in. powstała nowa, ponad 6-kilometrowa linia do dzielnicy Gdańsk Południe. Kupiono 43 niskopodłogowe tramwaje i 28 autobusów.
W 2013 r. w rankingu dziennika Rzeczpospolita Gdańsk zdobył tytuł lidera w pozyskiwaniu środków unijnych. Samorządowcy podkreślają, że miasto starało się wszechstronnie korzystać z rozmaitych funduszy, przeznaczonych na przedsięwzięcia z różnych dziedzin. Chodzi np. o inwestycje w infrastrukturę edukacyjno-kulturalną oraz rozrywkową; przykłady to budowa Europejskiego Centrum Solidarności, Centrum Hewelianum i Gdański Teatr Szekspirowski.
Zastępca prezydenta Gdańska ds. polityki gospodarczej Andrzej Bojanowski nie ma wątpliwości, że minione 10 lat było dla miasta okresem dynamicznego rozwoju, który – jak powiedział - bez środków z Unii nie byłby on możliwy w tak krótkim czasie. Udało się to osiągnąć przy bezpiecznym poziomie zadłużenia miasta, które w końcu 2014 r. ma wynieść 40,92 proc. planowanych rocznych dochodów, przy dopuszczalnej ustawowej granicy 60 proc.
Gdynia wybrała rozwój
Z kolei Urząd Miasta w Gdyni oraz miejskie spółki pozyskały w minionych 10 latach ponad 1,04 mld zł. W przeliczeniu na jednego mieszkańca jest to prawie 4,2 tys. zł.
Wiceprezydent Michał Guć tłumaczył, że miasto starając się o fundusze postawiło na zrównoważony rozwój. Zaznaczył, że wiele projektów było realizowanych wspólnie z innymi podmiotami, dzięki czemu zapewnienie wkładu własnego było łatwiejsze. Skarbnik Gdyni prof. Krzysztof Szałucki przyznał, że wymagany przy unijnych projektach wkład własny to duży problem dla miasta. Wyjaśnił, że "wszystkie sumy przeznaczone na ten cel pochodzą z kredytów lub pożyczek". Obecnie całkowite zadłużenie Gdyni stanowi 45,92 proc. tegorocznego budżetu miasta.
![]() |
OjciecDyrektor @Andrzej-z-Gdanska 27 sierpnia 2024 20:25 |
28 sierpnia 2024 07:25 |
5mld euro to 22mld zł. Skąd oni wytrzasnęli tę kwotę 3,6mld zł.? Gdzie reszta?
![]() |
OjciecDyrektor @Andrzej-z-Gdanska |
28 sierpnia 2024 07:26 |
Gdańsk 3,6mld zl. A Gfynia i Sopot dostaly resztę, czyli ponad 18mld zł? Jakiś nonsens
![]() |
jan-niezbendny @OjciecDyrektor 28 sierpnia 2024 07:25 |
28 sierpnia 2024 08:09 |
Po prostu jakiś rozemocjonowany dzienikarz z TVN niechcący zamienił zł na euro. Nic dziwnego, że potem trudno się doliczyć. ;)
![]() |
saturn-9 @Andrzej-z-Gdanska |
28 sierpnia 2024 14:50 |
... W lutym 1525 r. wysłany został do Niemiec jeden z gdańskich proboszczów, Jan Bonholt, ... Wiózł on list nowej Rady do Lutra, zawierający prośbę o ... wydanie opinii w sprawie godziwości pobierania procentów i lichwy. Odpowiedź przyszła po kilkunastu tygodniach. Luter stanął w obronie praw osób żyjących z lichwy i wezwał gdańszczan do zachowania spokoju i ochrony starego ładu społecznego.
Odnośnie "opinii" jaką miał wystawić Luther można powątpiewać bowiem w roku 1524 wypowiadał się negatywnie o zjawisku lichwy a skrzydła rozwinął pod koniec życia atakując otwarcie specjalizujących się w tych rachunkach starszych braci w wierze.
Kreatywny patrycjat w ciemie nie bity więc dał radę podrzucić fejkowy dokument dla wyciszenia nastrojów?
Link do znawcy tematów antysemickich [w DE znany].
![]() |
Andrzej-z-Gdanska @saturn-9 28 sierpnia 2024 14:50 |
28 sierpnia 2024 19:30 |
Przypis do wypowiedzi Lutra:
"Biblioteka Gdańska PAN, MS 73 - tłumaczenie Maria Bogucka"
"Przesłał do Gdańska specjalną rozprawkę na ten temat, którą zamieszcza Bornbach, ibidem, s 310 i n."
Zdaje się, że tow. Luter potrafił różnie się wypowiadać w zależności od sytuacji, albo od tego w jakim otoczeniu się znajdował. "Polecał", na przykład, rozwód bogatym, ale biednym nie odważył się o tym mówić. ;(
![]() |
saturn-9 @Andrzej-z-Gdanska 28 sierpnia 2024 19:30 |
29 sierpnia 2024 14:49 |
Rozprawkę mogli napisać inni biegli w piśmie i podpisać dr. M.L. Nieważne obecnie wtedy było to ważne bo poskutkowało.
Ważny jest jak zawsze kontekst. Sporo wypowiedzi o małżeństwie i z tym związanych zawirowań cytowanych jest za Martin Luthers Tischreden. Ta pozycja ma jednak skazę chronologiczną bowiem wydana została w dwadzieścia lat po śmierci herosa Reformacji. Czy to on sam z siebie te wszystkie mądrości przy stole wypowiedział czy raczej inne płodne umysły z epoki wskoczyły na falę wznoszącą i jemu przypisali wypowiedzi, które w owym czasie mogły się dobrze sprzedać? Każdy wydawca polubi dobrze schodzące pozycje nawet gdy są pośmiertną kompilacją.
![]() |
Andrzej-z-Gdanska @saturn-9 29 sierpnia 2024 14:49 |
29 sierpnia 2024 19:50 |
Każdy wydawca polubi dobrze schodzące pozycje nawet gdy są pośmiertną kompilacją.
Gdyby tak Luter się teraz "przebudził", to mógłby się zdziwić ile to rzeczy napisał czy wypowiedział czyimś ustami i jaki był zdolny i płodny. ;)